Lany poniedziałek nie uchodzi na sucho…

Synod diecezji poznańskiej w roku 1420 tak przestrzegał przed śmigusem-dyngusem:

Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet, a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (…)

Jak wiemy na nic się zdały te przestrogi. Zwyczaj przetrwał do dziś i ma się świetnie. Tylko czy wiemy co oznacza? Śmigus-dyngus to ludowy zwyczaj praktykowany w drugi dzień Świąt Wielkanocnych. Wywodzi się ze słowiańskich, wiosennych praktyk mających na celu zapewnienie bujnego wzrostu roślin, obfitość zbiorów. Ludziom natomiast miały dodać sił witalnych, zdrowia i zagwarantować płodność, ciągłość rodziny. Dawniej śmigus i dyngus były nazwami dwóch oddzielnych zwyczajów. Dyngus najprawdopodobniej wywodzi się z języka niemieckiego od słowa dingen, („wykupywać się”). W praktyce oznaczało to tyle, że dziewczyna, która miała być oblana wodą, mogła się „wykupić” jakimś datkiem, na przykład pisankami ze świątecznego stołu.

– Charakter zwyczaju wskazuje na jego związek z kultem agrarnym. Można powiedzieć, że najlepszy czas na świętowanie następował wraz z Wielkanocą, gdyż uroczyste obrzędy roku rolniczego zbiegły się w czasie ze świętem religijnym oraz zakończeniem okresu pokuty i umartwień. Dla uczczenia świąt organizowano procesje, w których uczestnikom towarzyszyła muzyka, wystawiano też, przede wszystkim w miastach, inscenizacje. Nie brakowało tańców, uczt i zabaw – czytamy w książce „Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych” pod red. Andrzeja Chwalby (do wypożyczenia w Gminnej Bibliotece Publicznej w Tworogu).

– Dyngus był zwyczajem bardzo podobnym do tego, z którym mamy do czynienia co roku na wsiach i w miastach. Wykorzystywano wszystkie możliwe środki, by jak najmocniej zlać upatrzoną osobę. Współcześnie młodzież biega z plastikowymi wiadrami, nawet jeździ samochodami, aby szybciej „dopaść” ofiarę. Dawniej nie było takich udogodnień, korzystano natomiast z drewnianych cebrów, porwanych z kuchni garnków albo ze specjalnie w tym celu wykonanych szpryc (wielkich drewnianych strzykawek), czerpano lodowatą wodę ze studni, a pościg za dziewczyną często kończył się dla niej w stawie, strumieniu lub – co gorsza – w korycie do pojenia zwierząt. Środki różne, ale efekt z grubsza ten sam – nie zawsze przyjemny dla osoby złapanej, choć po jakimś czasie te przygody wspominano ze śmiechem – tak opisano zwyczaj w książce „Święta w polskim domu” pod redakcją Joanny Łagody, Mai Łagody-Marciniak i Anny Gotowiec (do wypożyczenia w GBP w Tworogu). I chyba trudno nie zgodzić się z ze słowami autorek.

Tak wygląda praktykowany do dzisiaj śmigus-dyngus także w naszej gminie. Każda dziewczyna wychodząca z kościoła lub wracająca do domu musiała się liczyć (i nadal musi!) z prawdopodobieństwem „prysznica” z zaskoczenia. W niektórych rejonach Polski, w tym również na Śląsku, dyngusem nazywano chodzenie po wsi z kogutem (początkowo żywym, z czasem z drewna lub gliny) i wózkiem dyngusowym, do którego chłopcy wkładali datki w postaci np. jajek wielkanocnych. Kogut jako symbol męskości i płodności miał zapewniać odwiedzanemu domostwu miłość i zdrowe potomstwo. Takiej przechadzce towarzyszyły wesołe śpiewy i dowcipy, a dziewczyny mogły się spodziewać oblania wodą.

Skąd jednak we współczesnej nazwie „śmigus”? To pozostałość po innym zwyczaju. Polegał on na uderzaniu dziewczyn wierzbowymi witkami, czyli „śmigania”. – Do śmigusa nawiązują zwyczaje związane z Emausem – dorocznym jarmarkiem, nadal odbywającym się na krakowskim Zwierzyńcu na Wielkanoc. Dawniej, jak głoszą zapisy z końca XV w., krakowscy żacy uderzali dziewczęta wierzbowymi witkami, jakby za karę, że ociągają się z pójściem na odpust – czytamy w cytowanej wyżej książce. Z czasem dyngus i śmigus splotły się w jeden zwyczaj polegający na polewaniu wodą niezamężnych dziewczyn. W niektórych regionach (Śląsk Cieszyński) praktykowano ciekawą formę śmigusa-dyngusa. Panny „na wydaniu” były najpierw oblewane wodą, a potem żartobliwie suszone wierzbowymi witkami, co miało gwarantować zdrowie i pobudzać witalność.

Tekst pochodzi z wydania nr 126 (8 kwietnia 2019 r.)