Historia boruszowickiej prochowni – sto lat po wybuchu

W grudniu minionego roku minęła sto lat od gwałtownego wybuchu, jaki miał miejsce w prochowni, urzędowo zwanej Pniowitzer Pulverfabrik GmbH na Górnym Śląsku. Fabrykę materiałów wybuchowych, zlokalizowano na obrzeżach Pniowieckich Lasów (stąd pewnie nazwa fabryki), w bezpośrednim sąsiedztwie gminy Solarnja. Prochownię uruchomiono w 1893 r. Zajmowała się głównie produkcją czarnego prochu dla przemysłu zbrojeniowego i amonitu, stosowanego w górnictwie węgla kamiennego. Początkowo budynki przemysłowe i administracyjne sąsiadowały z drogą z Pniowca na Solarnję, która po wybudowaniu Kolonii Fabrycznej w Boruszowcu, stała się przysiółkiem, jak pokazano na Lageplanach (z niem. plany sytuacyjne) z lat 1892 – 1901 – 1906.

W dokumentach budowy prochowni z 1892 r. figurują między innymi nazwiska braci von Donnersmarck, a w szczególności hrabiego Łazarza IV z Nakła Śląskiego, na terenach którego zbudowano fabrykę i osiedle mieszkaniowe. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że pierwotnie głównymi udziałowcami spółki Pniowitzer Pulverfabrik GmbH, oprócz hrabiego Łazarza, byli dwaj bracia, mianowicie hrarbia Hugo II (na Brynku od 1904r.) i hrabia Artur, mieszkający w rodowym majątku von Donnersmarcków w Wolfsbergu, leżącego w  austriackiej Karyntii.

Na skutek rozpadu cesarstwa austriackiego i cesarstwa pruskiego, będącego efektem przegranej I wojny światowej, powstają nowe państwa w całej Europie. W 1918 r., odrodziła się II Rzeczpospolita Polska. Ustalenia powojennego Traktatu Wersalskiego i tak zwanej Międzynarodowej Komisji Rozjemczej, przyznały Polsce niewielką część Górnego Śląska, z czym nie mogli pogodzić się Ślązacy, na czele z Wojciechem Korfantym. W roku 1919 i 1920 wybuchły dwa powstania śląskie, będące wyrazem niezadowolenia z decyzji Międzynarodowej Komisji Rozjemczej. Na forum powojennej konferencji pokojowej w Wersalu pod Paryżem podjęto decyzję o przeprowadzeniu plebiscytu (więcej na ten temat w TWG Kurier, z marca 2021 r. – dostępny na stronie twg-kurier.pl). Po plebiscycie na Górnym Śląsku doszło do wybuchu ostatniego, III powstania śląskiego. W efekcie wersalska komisja, uwzględniając tym razem wyniki plebiscytu i efekty powstania, w październiku 1921 r., ponownie ustaliła korzystniejszą dla Górnego Śląska granicę między Polską a Niemcami.

Ostatecznie w Wersalu wyznaczono kuriozalną granicę, dzielącą śląską ziemię (w tym fabryki, majątki, a nawet małe gospodarstwa). Przykładem służyć może gospodarstwo Bochniów na Solarnji, których dom był po polskiej stronie, a stodoła po niemieckiej. W tym miejscu dochodziło do tzw. szmuglu: z Polski przemycano  wuszt i szpyrka, a z Niemiec szczewiki i marmelada. 

Dawna prochownia po podziale Górnego Śląska, przekształcona w 1916 roku na Aktiongeseschaft Lignoza (spółka akcyjna), znalazła się po polskiej stronie, mimo że właścicielem fabryki była niemiecka spółka akcyjna z Berlina, która liczyć musiała się z polskim nadzorem. Niemałe podatki płacone przez spółkę wpływały do kasy polskiego starostwa w Tarnowskich Górach, co zapewne wielce nie zadowalało niemieckich właścicieli spółki akcyjnej Lignoza.    

Z takim stanem rzeczy, nie mogły pogodzić się niemieckie koncerny, będące właścicielami, również pozostałych fabryk materiałów wybuchowe, więc  sukcesywnie dążyły do likwidacji polskich już  fabryk prochu. Zanim jednak doszło do całkowitej likwidacji pniowieckiej fabryki na terenie „Boruszowca”, w pokrewnych prochowniach doszło w przeciągu miesiąca do dwóch potężnych wybuchów, w których zginęło kilkanaście osób. Wybuchy były tak silne, że odbudowa zajęłaby kilka lat. W listopadzie 1921 r. nastąpił wybuch w Bieruniu, 15 grudnia tego samego roku w Krywałdzie koło Knurowa, a 17 grudnia 1921 r., nastąpiła eksplozja w Pniowitzer Pulverfabrik, potocznie zwanej Lignoza.

Natomiast nie doszło do żadnego wybuchu w podobnej fabryce dynamitu w „Młynie Krupa”, która po ustaleniu nowych granic państwowych, znalazła się po niemieckiej stronie. W tym feralnym okresie czasu tj. do 1921 roku, na „Krupie” nie doszło do żadnego wybuchu, a ostatni miał miejsce trzy lata wcześniej, w skutkach jak widać na poniższym zdjęciu.

Opierając się na notatkach prasowych śląskich gazet, mianowicie „Gazety Robotniczej”, „Górnoślązaka”, czy też „Gońca Śląskiego”, dotyczących wybuchów w górnośląskich prochowniach, można podejrzewać, że nie były to przypadkowe zdarzenia, ale zorganizowana akcja dywersyjna, mająca na celu likwidację przemysłu zbrojeniowego na polskim Górnym Śląsku, w tym ograniczenia wydobycia węgla kamiennego, z powodu niewystarczającej ilości środków strzałowych w górnictwie.

Doniesienia prasowe różniły się między sobą co do treści notatek, nazwisk zabitych i rannych oraz miejsca wybuchu. Tylko w jednym przypadku zaistniała zgodność w podanych informacjach, dotycząca przyczyn eksplozji; pierwotnie według dyrekcji Pniowitzer Pulverfabrik nieznane były przyczyny tego tragicznego zdarzenia. W dniu 17 grudnia 1921 roku śmierć ponieśli: Wiktor Ciba,  lat 42 z Boruszowca; Franciszek Ecler,  lat 45 z Boruszowca; Karol Łata, lat 37 z Hanuska; Karol Szendziołek, lat 31 z Pniowca; Alojzy Jarząbek, lat 18 z Boruszowca; Albert Łysik, lat 21 z Boruszowca. Przypadkowo, na skutek eksplozji amonitu, zginęła Maria Pryk lat 35 z Boruszowca, zbierająca węgiel przy torach, w pobliżu wybuchu. Przeżyli ranni, podczas wybuchu, mianowicie: Franciszek Brol z Solarnji, Antoni Pilarski i Herman Plewiak z Boruszowca, Błażej Opara z Hanuska, Antoni Krok z Solarnji oraz Paweł Latach z Boruszowca. 

Można zrozumieć nieścisłości w podawane przy nazwiskach, gdyż prasie udzielali informacje członkowie dyrekcji Pulverfabrik, którym często myliły się śląskie nazwiska i wyrażenia, przeinaczane z braku odpowiedników w języku niemieckim. Powyżej podano nazwiska, wiek i miejsce zamieszkania zabitych w wybuchu w oparciu o fabryczny rejestr prochowni. Przy nazwiskach rannych, którzy przeżyli wybuch, podano dodatkowo miejsce zamieszkania.  

Oczywistym jednak przekłamaniem było podanie w prasie miejsca wybuchu, który ponoć miał wydarzyć się w zakładowym laboratorium. Laboratorium zbudowane w końcu XIX wieku, stoi do dnia dzisiejszego i czynne było, gdy prochownię przekształcano w 1930 roku, na fabrykę  papieru Lignoza.

Mając na uwadze ilość zabitych i rannych pracowników (przypuszczalnie 13), można zadać sobie retoryczne pytanie, dlaczego w tym miejscu było tylu robotników produkcyjnych, a nie było wśród ofiar pracowników laboratorium. Oprócz tego, z praktyki wiadomo, że do badań zużywa się zwykle niewielkiej ilości materiałów wybuchowych, które nie mogły powodować tak ogromnych zniszczeń, dając w skutkach wielu zabitych i rannych oraz olbrzymich  strat.

W konsekwencji wybuch doprowadził do ograniczenia na kilka lat możliwości produkcji materiałów wybuchowych na „Boruszowcu”, głównie amonitu dla górnictwa węglowego. 

Potężny wybuch, jaki miał miejsce w miejscowej fabryce, odległy był około 500 metrów od dyrekcji i laboratorium. Według relacji „Chimka” Poloczka (pośredniego świadka wydarzeń, którego matka pracowała w miejscu wybuchu) wynika, że eksplozja wydarzyła się przy produkcji amonitów dla górnictwa, a nie w laboratorium. Ostatecznie dyrekcja musiała skorygować wcześniejsze doniesienia prasowe, informując zgodnie z prawdą, że wybuch w prochowni nastąpił na wydziale produkcyjnym, podczas mieszania (gotowania) saletry amonowej.

W miejscu eksplozji (na tzw. drugiej polanie), gdzie oprócz leja, takiego jak na zdjęciach powyżej, miejscowa ludność rozbierała resztki murów po wybuchu, które służyły jako materiał budowlany, odpowiednio „oklupywany” z resztek zaprawy. Między innymi ojciec autora artykułu, wybudował domek jednorodzinny, z cegły po prochowni, a wielu mieszkańców Hanuska i Solarnji, z cegły po wybuchu, stawiało przydomowe budynki gospodarcze.

Po wybuchu 17 grudnia 1921 roku, prochownia na „Boruszowcu” stopniowo ograniczała swoją produkcję, tym bardziej że ustalenia Konferencji Pokojowej w Wersalu zabraniały produkcji  niemieckiej gospodarce na cele zbrojeniowe do 1935 roku. Fabrykę prochu na krańcach Pniowieckich Lasów zamknięto 13 września 1924 roku. Maszyny i urządzenia przewieziono do fabryki na „Krupie”. Zapewne od tego czasu, produkuje się w Młynie Krupy materiały amonowo-saletrzane dla górnictwa.

Starych, doświadczonych pracowników prochowni, z otwartymi rękami zatrudniały fabryki materiałów wybuchowych po obu stronach granicy. I tak mieszkających na tzw. Kulbergu, czyli Kolonii Fabrycznej, zatrudniano w Bieruniu i Krywałdzie, gdzie z pewnością otrzymywali mieszkania w istniejących tam familokach, podobnych do tych, w jakich mieszkali do tej pory.

Doświadczonych, z odpowiednim stażem fachowców, mieszkających po niemieckiej stronie i znających język niemiecki, zatrudniano w Młynie Krupy. Z rodzinnych przekazów wynika, że do pracy na „Krupie” pracownicy z Kotów, Potempy i Zientka wędrowali piechotą. Natomiast mieszkający w Tworogu, Brynku, Nowej Wsi i Hanusku, o ile było ich stać na rower, dojeżdżali do pracy swoim jednośladem. Zimową porą, gdy drogi były nieprzejezdne można było dojechać do pracy pociągiem z Brynka do Kielczy, a następnie tzw. banką na „Krupę”.

Jednym z nielicznych pracowników z prochowni był Hanek Całus (Johann Zauss),  ur. w 1884 roku, zatrudniony w prochowni w latach 1907-1924, ółpa autora niniejszego opracowania. Na „Boruszowcu” pracował nieprzerwanie 17 lat jako Zimmermann (stolarz), na tzw. skrzynkarni. Natomiast po 1924 roku do końca swojej kariery zawodowej pracował na „Krupie” jako majster skrzynkarni. Pracował do marca 1943 roku, kiedy zachorował i zmarł tegoż roku.

Warto w tym miejscu nadmienić, że od początków XX wieku, przodkowie autora ze strony ojca i matki, związani byli z pracą w fabryce materiałów wybuchowych na „Boruszowcu” i na „Krupie”. Na „Boruszowcu” dziadek Piotr II Opara (ur. w 1882 r.), pracował w prochowni w latach 1902-1924, jego brat Franciszek (ur. w 1884 r.), pracował w prochowni w latach 1908-1924. Najmłodszy brat Leon Opara (ur. w 1896 r.), pracował w prochowni w latach 1914-1924 jako mielarz węgla drzewnego do produkcji czarnego prochu. Został  jedynym robotnikiem prochowni zatrudnionym w 1925 roku w stacji Ratownictwa Górniczego, jaka powstała na terenie dawnej fabryki. Potrafił bowiem obsługiwać młyny mielące bryły węgla na pył (niezbędny do badań wybuchowości) w istniejącej po prochowni sztolni do badań.  

Natomiast syn Hanka, Jerzy (Jorg) Całus (Caus) po II wojnie światowej przejął schedę po ojcu. Przez ponad dwadzieścia lat pełnił funkcję kierownika stolarni (skrzynkarni). Zmarł w 1967 roku na skutek tragicznego wypadku w pracy.

Kontynuatorem rodzinnej tradycji był autor niniejszego opracowania, który w jubileuszowym 1974 roku, to jest w 100 rocznicę powstania tzw. Kruppa Muhle, zatrudnił się na stanowisku inżyniera konstruktora, w ówczesnych zakładach „Nitron-Erg” w Krupskim Młynie. Dla piszącego te słowa, „Krupa” była jedynym zakładem, gdzie pracował ponad 30 lat, jako specjalista konstruktor, czyli do samej renty inwaldzkiej w 2006 roku, zgodnie z tradycją prawdziwego Ślonzoka.              

Opracował:

B. Opara vel Kuźnik z Klepki w grudniu 2021 roku

Artykuł ukazał się na łamach TWG Kuriera w trzech częściach: nr 156, 157, 158.