W 1966 r. w I Klinice Chirurgicznej Akademii Medycznej w Warszawie dokonano pierwszego udanego przeszczepu nerki w Polsce. W jej rocznicę – 26 stycznia – obchodzony jest Ogólnokrajowy Dzień Transplantologii. – To niezwykle ważny i trudny temat. A ja znam go od podszewki. 20 lat temu usłyszałem diagnozę – wielotorbielowatość nerek. Jest to choroba genetyczna prowadząca do niewydolności nerek, na którą nie ma lekarstwa – mówi Marek Mundzik. W wieku 35 lat mieszkaniec Boruszowic stanął twarzą w twarz z wyrokiem. Przynajmniej tak wówczas myślał… Dziś cieszy się powrotem do zdrowia. W maju minionego roku szczęśliwie przeszedł przeszczep nerki. Nazywa go darem życia.
Ta historia zaczęła się bardzo niewinnie. Podczas badań profilaktycznych z zakładu pracy wykryto nadciśnienie, które jak sie potem okazało, miało związek z nieuleczalną chorobą nerek. – W pewnym sensie to był wyrok. Od diagnozy nie da się przecież uciec. Miałem jednak sporo czasu, by się oswoić z chorobą. Pomógł mi lekarz, który cierpliwie i bardzo rzeczowo wszystko wyjaśnił. Wiedziałem, że nadejedzie dzień, kiedy będę wymagał dializ, a w ostateczności przeszczepu nerki. Jedyne co mogłem zrobić to nie poddawać się smutnym myślom i dbać o siebie – mówi. Gdy w życiu pana Marka pojawiła się niechciana choroba, trzeba było najzwyczajniej w świecie znaleźć dla niej miejsce. – Pomogła mi rodzina. Jestem tym szczęśliwcem, który ma w domu ogromne wsparcie. W chorobie nie brakuje trudnych chwil. Nawet największy optymista musi się z nimi mierzyć. Przetrwałem je dzięki żonie i dzieciom – przyznaje. Pomogło coś jeszcze… Paradoksalnie diagnoza zmobilizowała go do zmiany stylu życia. – Skupiłem się na ruchu, na zdrowszych nawykach żywieniowych, na regularnych badaniach. Utrzymanie kondycji wymagało samodyscypliny, wysiłku i poświęcenia, ale opłaciło się! – mówi. Po raz pierwszy przekonał się o tym w 2018 r., gdy rozpoczął dializy. – W bytomskim szpitalu spędzałem po kilka godzin średnio 3 razy w tygodniu. Godziłem to z pracą zawodową. Początki były skrajnie wykańczające, ale po kilku miesiącach przyzwyczaiłem się do nowego rytmu i po prostu żyłem dalej. Dobra kondycja pomogła niwelować odczuwany brak sił witalnych – dodaje.
Pan Marek jeździł na dializy przez kolejne cztery lata. W tym czasie rozpoczęły się przygotowania do przeszczepu. Właściwie należy powiedzieć – zaczęły się starania o wpisanie pana Marka na listę osób oczekujących na przeszczep. – Bo to nie takie proste! Powiedzenie mówi: żeby chorować, trzeba mieć zdrowie. I to się sprawdza. Przeszczep jest obarczony ogromnym ryzykiem. Dlatego im zdrowszy pacjent, tym większe jego szanse na udany przeszczep. Musiałem przejść szereg badań. Na szczęście byłem, o ile można tak powiedzieć, okazem zdrowia. Na listę oczekujących trafiłem w 2019 r.
Zdawało się, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Jednak kapryśny los przygotował dla pana Marka i jego rodziny kolejny cios – sepsa. Zakażenie okrutnie spustoszyło organizm i zmusiło do pozostania w szpitalu przez ponad miesiąc. Z nierównej walki z sepsą pan Marek wyszedł obronną ręka, niestety nie obyło się bez bolesnych ran. Sepsa uszkodziła serce. Transplantacja nerki na długie miesiące odeszła na dalszy plan, na pierwszy wysunęła się operacja serca. – Można zapytać ile jest w stanie wytrzymać jeden człowiek? Odpowiadam: dokładnie tyle, ile musi – mówi z determinacją mieszkaniec Boruszowic. Do zdrowia dochodził przez kolejny rok, by wrócić na listę osób oczekujących na przeszczep. Ale tym razem oczekiwanie połączono z aktywnym poszukiwaniem dawcy z rodziny.
– Stwierdziłam, że skoro jesteśmy dobrze dobraną parą, to jest szansa, że moja nerka będzie pasować – mówi Joanna Mundzik, żona. Intuicja jej nie zawiodła. Badania potwierdziły zgodność. – Mimo to lekarze sceptycznie podeszli do tego pomysłu. Raczej szuka się zmarłego dawcy. Zresztą Marek nie chciał mnie narażać. Ale ja się uparłam i ostatecznie przeszłam wszystkie badania, a po wielu perypetiach zostałam przygotowywana do przeszczepu. Ustalono nawet datę – mówi żona. Rodzina spokojnie czekała na termin, aż do pamiętnego dnia w maju 2023 r., gdy niespodziewanie zadzwonił telefon.
– Mamy nerkę z idealnym dopasowaniem. Reflektuje Pan? Po chwili ciszy, oszołomiony pan Marek odpowiedział twierdząco. – W takim razie procedurę Pan zna… Pan Marek w pośpiechu wybrał numer żony. – Aśka! Pakuj mnie! Mają nerkę! – Znałem dokładnie procedurę, od lat byłam przygotowywany na ten jeden telefon, ale proszę mi wierzyć, w tym momencie świat się zatrzymał. Były łzy, był strach, była radość i była nadzieja – przyznaje. Po „oczyszczeniu” organizmu w stacji dializ, został przetransportowany do Katowic – do Kliniki Transplantologii. Tam przeprowadzono operację. Tym razem obyło się bez „niepodzianek”. Nerka od zmarłego dawcy zaczęła pracować w ciele Marka Mundzika.
W chwili, gdy się wybudziłem zaczęło się moje drugie życie. Ta nerka to dla mnie dar życia. Takich osób jak ja, ale wciąż czekających na swój „dar życia” jest wiele. Łatwo nam oddalać od siebie myśli o sprawach ostatecznych, gdy nie żyjemy z chorobą i realnym zagrożeniem. Śmierć wydaje się wówczas odległa. Brutalna prawda jest jednak taka, że nie znamy przyszłości. Każdy może się znaleźć w sytuacji, kiedy będzie potrzebować organu lub stanie się ich dawcą… Chciałbym, żeby moja historia uświadomiła, że ten temat jest obecny. Nawet w małej gminie Tworóg. Warto się nad tym zastanowić i być może porozmawiać z najbliższymi – mówi Marek Mundzik.
Według polskiego prawa każda osoba zmarła jest potencjalnym dawcą tkanek i narządów (prócz osób, które wyraziły sprzeciw). Jednak w praktyce dawcą zostaje tylko jedna osoba na osiem zmarłych. Własnoręczne podpisanie oświadczenie o chęci oddania organów po śmierci ułatwia bliskim osoby zmarłej oraz lekarzom uszanowanie wyrażonej woli. Oczywiście dawcą niektórych organów może być osoba żyjąca. Warunkiem jest zgoda kandydata na dawcę i pewność, że nie zagrozi to zdrowiu dawcy. Dziś pan Marek wraca do sił i cieszy się każdą chwilą. Nadal dba o siebie i pozostaje pod opieką lekarzy. Z każdym miesiącem czuje, że wracają siły i apetyt na życie. – Żyję dzięki nerce dawcy, dzięki postępowi medycyny i zespołowi wspaniałych lekarzy. Muszę powiedzieć, że miałem wielkie szczęście do lekarzy. Na swojej drodze spotkałem profesjonalistów, osoby zaangażowane w swoją pracę, pełne ludzkich odruchów, wspierające nie tylko pacjenta, ale także jego rodzinę. Jestem im ogromnie wdzięczny za to, co zrobili dla mnie i moich najbliższych. Współczesna medycyna pozwala na niesamowite rzeczy. Warto o tym pamiętać, kiedy staje się twarzą w twarz z poważną chorobą. Diagnoza zmienia życie, ale medycyna daje ogromne pole manewru – mówi Marek Mundzik. Transplantacja narządów jest metodą leczenia ratującą życie i zdrowie pacjentów. W Polsce lista osób oczekujących wydłuża się, a liczba dawców, według ustaleń Najwyższej Izby Kontroli, wręcz maleje. Na koniec 2020 r., na krajowej liście osób oczekujących było 1799 osób, w tym najwięcej osób oczekiwało na przeszczep nerki (1007 osób), serca (415 osób) i płuc (168 osób). Średni czas oczekiwania na przeszczep wynosił w przypadku nerki – 430 dni. Według stanu na koniec I półrocza 2021 r. na przeszczep narządu czekało 1630 osób. Najwięcej osób na przeszczepienie nerki – 968 osób (www.nik.gov.pl).
Nr 178 (8.01.2024 r.)
Zdjęcie poglądowe operacji pixabay.com/pl/